Jeśli chcesz wiedzieć, co będzie się działo w handlu detalicznym za rok, dwa, zobacz,
                            co
                            dzisiaj dzieje się w gastronomii.
                        
                        
                            Cofnijmy się w czasie o kilka lat, panował wtedy boom na kuchnię azjatycką, włoską, na
                            sushi i burgery. Ile osób na 100 po raz pierwszy zjadło sushi albo burgera w lokalu,
                            a ile w
                            domu? Podobnie – ile osób pierwszego Pilsnera Urquella albo Aperola Spritza wypiło w pubie,
                            restauracji, a ile w domu? Założę się, że na 100 osób 97-98 pierwszy raz spotkało się z
                            tym
                            doświadczeniem w lokalu gastronomicznym, by zabrać je ze sobą do domu, na spotkania z
                            rodziną i przyjaciółmi. Jeśli chcemy wiedzieć, co za rok, dwa ludzie będą jeść i pić
                            w
                            domach, idźmy do lokalu i zobaczmy, co dzisiaj króluje na stołach i co serwują
                            przy barze.
                            Gastronomia buduje i kreuje zwyczaje i doświadczenia, które często zabieramy ze
                            sobą na całe
                            życie.
                        
                     
                 
                
                    
                        
                        
                            Dzisiaj ta branża przeżywa trudny czas. Ciężko doświadczona przez lockdowny w pandemii,
                            Polski Ład, pędzącą inflację i braki kadrowe; a przecież, jeśli ludzie będą musieli z
                            czegoś
                            zrezygnować, zrezygnują właśnie z rozrywki poza domem. Po lockdownach musieliśmy odbudować
                            od zera stock piwa w mniej więcej 17 tys. lokali gastronomicznych.
                        
                        
                            Wiele restauracji,
                            zwłaszcza premium, musiało się przeprofilować i nastawić na innego gościa. W dużych
                            ośrodkach, jak Warszawa, Kraków, Gdańsk, Wrocław, w HoReCa wrócił ruch, ale mniejsze
                            miasta
                            nie osiągnęły poziomu sprzed pandemii. Myślę, że ten rynek będzie się odbudowywał jeszcze
                            przez 2-3 lata, a jakie nowe wyzwania pojawią się na horyzoncie – dziś trudno przewidzieć.
                        
                     
                    
                 
                
                    
                    
                        Z perspektywy Warszawy – dla wielu restauracji w centrum lwią część przychodów gwarantowały
                        lunche, kolacje pracowników korporacji, zamożniejszych grup zorganizowanych, innych grup
                        zawodowych. Dzisiaj ci ludzie w większości pracują zdalnie i nie mają potrzeby wyjścia
                        do
                        lokalu. Zagranicznych turystów, którzy przyjeżdżają na tydzień, dwa, by zwiedzać Polskę, prawie
                        nie ma. Biznes gastronomiczny jest teraz oparty na kliencie indywidualnym. Z drugiej strony
                        klient indywidualny np. w Warszawie, mieszkający na Kabatach, Ursynowie czy Mokotowie,
                        gdzie też
                        są lokale, jeśli ma wybór – jechać tramwajem lub uberem do centrum czy zjeść i wypić
                        niedaleko
                        domu – zje w pobliżu.
                    
                    
                        Przed pandemią to centrum napędzało ruch. Tu były kluby, restauracje i
                        popularne miejsca spotkań. Wszyscy jechali do centrum. Obecnie ruch rozrywkowy skierował się na
                        przedmieścia. Tam obserwujemy rozwój lokali. W nowo budowanych kompleksach mieszkaniowych oprócz
                        obowiązkowego osiedlowego sklepu spożywczego otwierają się lokale gastronomiczne – burgerownie,
                        stekownie czy pizzerie.
                    
                    
                        Już nie trzeba jechać do centrum, by dobrze zjeść i napić się dobrego
                        piwa. Do tej pory byliśmy ukierunkowani na takie miejsca, gdzie był intensywny ruch, teraz
                        musimy zmienić nasze myślenie i uświadomić sobie, że to już nie jest centrum Warszawy,
                        centrum
                        Krakowa, Długa w Gdańsku czy Monciak w Sopocie, że ludzie lokalnie też mają potrzebę
                        wyjścia. A
                        że nie ma już biznesu i turystów, generujących wcześniej ruch w centrum, siły trochę
                        się
                        wyrównały.
                    
                 
                
                    
                    
                        
                        
                            Rozwijają się – i też jest to zjawisko po lockdownie – miejsca typowo outdoorowe, np.
                            nad rzeką,
                            w górach, przy jeziorze, gdzie ruch był zazwyczaj sezonowy albo gdzie w ogóle nie
                            było lokalu
                            gastronomicznego. Wspieraliśmy naszych partnerów, by zapewniać tam sprzęt i infrastrukturę
                            niezbędne do otwarcia lokalu. Te miejsca z często niskowolumenowych stawały się
                            wysokowolumenowe, w kontrze do tych wielkomiejskich, w centrach, które miały nawet
                            80-proc.
                            spadki przychodów w najgorszych momentach 2020 i 2021 r. A małe biznesy na łonie
                            natury, gdzieś
                            przy rzece czy jeziorze, szły mocno w górę. I to po pandemii zostało. Polacy dalej
                            chętnie
                            wychodzą w plener: do lasu, nad rzekę, na bulwary, nad jeziora czy na szlaki górskie.
                            Tam ceny w lokalach są niższe, bo niższe są koszty utrzymania. Będziemy podążać za tymi
                            trendami z naszą
                            ofertą i umiejętnie rozłożymy siły naszego rozwoju.