Kompania Piwowarska

Aby wejść na stronę, potwierdź, że jesteś osobą pełnoletnią.

Niepoprawny format daty!

Ten serwis, jak alkohol, przeznaczony jest wyłącznie dla osób pełnoletnich.

Alkohol. Tylko dla pełnoletnich
    Aktualności / Historie z Pianką

    Historie z Pianką
    Mistrz z Browarów Książęcych

    Leszek Popiołek | Piwowar w Tyskich Browarach Książęcych

    Leszek przez 37 lat pracował w Tyskich Browarach Książęcych. Jest twórcą receptur wielu piw lubianych i docenianych w Polsce i na świecie. Był świadkiem przełomowych dla browaru wydarzeń i ważnym ogniwem w rodzinie tyskich browarników. Z końcem marca rozpoczął nowy etap w życiu – emeryturę. Spotkaliśmy się przy kuflu jego ulubionego piwa Tyskie Gronie w pubie Pod Browarem, by posłuchać wyjątkowej Historii z Pianką. Opowiedział nam o chemicznych eksperymentach w domowym laboratorium, złocie i Grand Prix w Burton on Trend, o perypetiach piw Książęcych, chwilach największej radości i dumy, a także o tym, co będzie robił na emeryturze.

    Opublikowano 19.05.2023

    Autorzy zdjęć: Marek Ogień, Patryk Wosztal
    Poznaj tę historię

    Pierwszy dzień pracy w Tyskich Browarach Książęcych.

    Zawsze chciałem pracować tu, gdzie się urodziłem, na Śląsku. Zanim trafiłem do Tychów, przez trzy lata pracowałem w Warce. Na tamte czasy był to nowy browar, do którego kadrę ściągnięto z całego kraju. To nie byli miejscowi, tylko ludzie, którzy trafili tam za pracą. 

    Do Kompanii Piwowarskiej dołączyłem 2 stycznia 1986 roku. Dobrze pamiętam ten czas, bo była to jedna z zim stulecia. Minus 30 stopni. Gdy wyszło się na dwór, to słowo zamarzało. To było straszne.

    Browar w Tychach, podobnie jak w Warce, był dość nowoczesny sprzętowo, z jedną różnicą – w Tyskich Browarach Książęcych cała infrastruktura była historyczna. Piwnice zbudowane jeszcze za księcia, czy to fermentacyjne, czy leżakowe, otwarte kadzie fermentacyjne. Tanki leżakowe w piwnicach. W Warce było inaczej, tam wszystko było na poziomie zero, w zamkniętych komorach chłodniczych. W Tychach było jak za dawnych czasów. 

    Szybko wtopiłem się w załogę, mimo że była to załoga okrzepła. Wielu pracowało w Tyskich Browarach Książęcych z dziada pradziada. Rodzinnie, syn po ojcu przejmował tę pracę. Załoga składała się z doświadczonych piwowarów i operatorów na warzelni i leżakowni, ale ja też nie byłem świeżakiem, który pierwszy raz przyszedł do pracy i zobaczył browar. Byłem z tym wszystkim nieźle zaznajomiony. Technologia była podobna, reszta była nowością.

    W tamtych latach trudno było o ludzi. Górnictwo zabierało mężczyzn, bo płacono tam znacznie lepiej. Wybudowano też w Tychach jedną z największych mleczarni i fabrykę Fiata. Pracowali ci, którzy byli tu od lat albo kogo z browarem łączyły rodzinne tradycje. Było ciężko.

    Browary w Polsce stanowiły wtedy jedną wielką rodzinę, chętnie się odwiedzaliśmy, spotykaliśmy się na Chmielakach i Tyskich Spotkaniach Browarników, które z czasem stały się Jesiennymi. Razem napiliśmy się piwa, byliśmy rodziną. W Warszawie działało wówczas Zjednoczenie Piwowarskie i wszystkie decyzje szły stamtąd. Później nastąpił czas prywatyzacji. Pierwszy oderwał się Elbląg.

    Z Warki do Tychów.

    Warka jest fajnym miasteczkiem, ale zamkniętym. Warczanie tworzą enklawę. To był początek lat 80., chcieliśmy z żoną wyrwać się do miasta, do społeczności, która jest bardziej otwarta, i wtedy wysłałem pismo do dyrektora Tyskich Browarów Książęcych, a on zaproponował pracę zarówno mnie, jak i mojej żonie. Zacząłem od stanowiska kierownika zmianowego. Pracowałem na trzy zmiany. Podlegałem głównemu piwowarowi, czyli zastępcy dyrektora ds. technologicznych. Na pierwszej zmianie było mniej zajęć i była to praca technologiczna. Na drugiej i trzeciej natomiast kierownik zmianowy obejmował nadzór nad całym browarem. A do browaru należała też słodownia, w tamtych czasach jeszcze czynna. Słodownia, warzelnia, fermentacja, leżakownia i rozlew. Kierownik zmianowy musiał podzielić pracę na słodowni, dopilnować warzelni, piwnic leżakowych fermentacyjnych, sprawdzić jakość produkcji na warzelni. Każdą warkę trzeba było osobiście odebrać – sprawdzić jakościowo, czy jest odpowiednie stężenie brzeczki, czy jest dobry smak i jaka ilość. Do obowiązków należało też sprawdzenie temperatury i ustawienia chłodnictwa na wszystkich kadziach fermentacyjnych, a tego było całe mnóstwo.

    Kiedy przyszedłem do pracy, warzono piwo Książęce, które wróciło na rynek w 1983-1984 roku. Dlaczego nie było go wcześniej? Ponieważ na etykietach i w nazwie była nazwa Książęce, a w PRL-u było niedopuszczalne, żeby coś było książęce lub z koroną na etykiecie. Jednak zaraz po solidarnościowych ruchach na początku lat 80. wróciła i korona, i nazwa. Warzyliśmy oprócz Książęcego też Tyskie, Tyski full, Karolinkę i Tyskie pełne.

    W 1987 roku na najstarszym festiwalu piwnym w Polsce ­– Chmielakach Krasnostawskich – zdobyliśmy medale za nasze Tyskie. Po powrocie usiedliśmy u naszego dyrektora produkcyjnego, z głównym technologiem, zastępcą dyrektora ds. technologicznych i szefem jakości, który mieszkał na Wzgórzach Gronie. To wzgórza między Tychami a Mikołowem. Stamtąd 100 lat wcześniej książę pozyskiwał wodę. Były tam studnie, ujęcia wody Gronie, która spływała ze wzgórz wprost do browaru. Kolega rzucił: „A jakbyśmy tak nazwali nasze piwo Gronie?”. Mnie się ta nazwa spodobała. Jednym skojarzy się z groniem, czyli graniem, innym z piłką, a może ze wzgórzami. Skojarzenia mogą być różne i takie nazwy są chwytliwe. I faktycznie Tyskie Gronie było chwytliwą nazwą, a woda tam pozyskiwana jest jedną z najlepszych wód dla piwowarstwa. Dziś te studnie nie mają dla nas wystarczającej wydajności. Mamy ich obecnie 13, są rozmieszczone w odległości 4 km od Tyskich Browarów Książęcych i woda jest tłoczona do browaru rurociągami. Mamy własną, bardzo dobrą wodę ze studni głębinowych. Tyskie Gronie to pierwsze piwo, z którym czułem się związany. 

    Piwa robiliśmy bardzo dużo. Dwie trzecie produkcji sprzedawaliśmy w beczkach. Większość w tzw. dublach, czyli 200-litrowych beczkach z dębu. Później pojawiły się cysterny. I tak było aż do 1996 roku. 

    W latach 1989-1991 nastąpiły gwałtowne zmiany – polityczne, gospodarcze, społeczne. Rozpadło się Zjednoczenie Przemysłu Piwowarskiego, a my powołaliśmy spółkę skarbu państwa z ramienia pracowników, w której skład wchodziły dwa tyskie browary – browar Książęcy i browar Obywatelski. Już nie Zjednoczenie, które nam dawało albo nie dawało środków, a w zasadzie je zabierało, a my sami zarządzaliśmy funduszami. Trzy osoby z ramienia załogi zasiadały w radzie nadzorczej. Ja uczestniczyłem w pierwszej i trzeciej kadencji. Poszukiwaliśmy strategicznego nabywcy, ale niewiele było w tamtych czasach inwestorów. Zwłaszcza, że w PRL-u na browary eksportowe były wyznaczone Żywiec i Okocim.

    Tyski browar miał produkować dla Śląska, piwo dla górników. Praktycznie mogliśmy je sprzedawać w zasięgu 20 km. Żeby piwo wyjechało poza Śląsk, trzeba było uzyskać zgodę Komitetu Centralnego. Było to o tyle ciekawe, że kopalnie miały nad morzem sporo domów wczasowych i wypoczywający tam górnicy chcieli pić Tyskie. Kopalnia występowała wówczas do KC o zgodę i transport piwa jechał do konkretnego ośrodka. 

    W Tyskim Browarze Książęcym mogliśmy wtedy uwarzyć ponad 800 tys. hl piwa, a robiliśmy w granicach 600-650 tys. hl. Nie potrafiliśmy sprzedać piwa, mimo że pod browarem stały po nie kilometrowe kolejki ludzi. Ja zajmowałem się produkcją, nie dystrybucją i nie mogłem się nadziwić, dlaczego nie potrafimy go sprzedawać. W sklepach, kiedy docierała dostawa, to po godzinie, dwóch piwo było wyprzedane. W sklepie piwa nie można było kupić, my nie mogliśmy go sprzedać – cud jakiś. [śmiech] 

    Przyszły jednak dobre czasy i mogliśmy sami sobą zarządzać. Nastąpił wtedy szybki rozwój browaru. Przysłużyła się temu jeszcze jedna fajna historia. Nasz dyrektor był na targach w Berlinie i tam spotkał się z dyrektorem Ottakringer Brauerei z Wiednia. Zaproponowano wówczas, byśmy w Tychach, licencyjnie, warzyli piwo wiedeńskie typu Gold Fassl. Naszemu dyrektorowi to się spodobało i wprowadziliśmy to piwo do browaru w Tychach. Pojechałem do Wiednia na dwutygodniowe szkolenie, byłem oczarowany tym browarem i technologią, jaką tam zastałem. My mieliśmy wówczas technologię taką, jaka była zaraz po II wojnie światowej albo jeszcze przed nią. Nawiązanie współpracy z Austriakami zbiegło się w czasie z zakupem pierwszej nowoczesnej warzelni Huppmann. Kupiliśmy pierwsze tankofermentory, linię filtracyjną do piwa i pierwszą linię rozlewniczą Simonazzi. Dało nam to takie moce produkcyjne, że do 1996 roku produkowaliśmy już 1,5 mln hl piwa, głównie Tyskie Gronie i Tyskie Książęce. Do tego Porter, piwo ciemne, kuracyjne, mocne, Jan III Sobieski – było tego trochę. Wtedy pojawił się inwestor – SABMiller, który wniósł to, czego nie mieliśmy: marketing i nowoczesne metody sprzedaży.

    Dzięki marketingowi i naszym zespołom sprzedaży pojawił się tak wieki boom na piwo Tyskie, że nie mogliśmy nadążyć z produkcją i rozwojem browaru. W 2008 roku osiągnęliśmy nasz szczyt, prawie 7 mln hl piwa. Tymczasem dobudowaliśmy dwie kolejne warzelnie Huppmann, rozbudowaliśmy piwnice fermentacyjne i leżakowe, a jeszcze przed 1996 rokiem rozpoczęliśmy budowę hali rozlewniczej i magazynów po drugiej stronie drogi, naprzeciw browaru. SABMiller przyszedł, można powiedzieć, na gotowe, a później to rozbudował.

    Smak piwa.

    Pracowałem w Tyskich Browarach Książęcych 37 lat. W recepturach nie było większych zmian. Wtedy i dziś piwo powstawało z tych samych surowców – słodu jęczmiennego jasnego pilzneńskiego, chmielu, wody i drożdży. Co się zmieniło? Zmieniły się zabawki, czyli urządzenia, w których warzymy. Mieliśmy warzelnię starego typu, bezpośrednio ogrzewaną parą. Teraz nowoczesne kotły mają tzw. kocher – wymiennik ciepła w środku. Dzięki takiej technologii fajnie odparowuje się wszystkie niepożądane zapachy z brzeczki. Gdy idziemy ulicą, a jest niż, to czujemy zapach jakby gotowanych kartofli, grochówki – to zapach warzelni. Usuwamy te zapachy skuteczniej niż wcześniej. Ten niepożądany zapach to DMS [dimetylosiarczek – przyp. red.]. Przypomina kukurydzę z puszki. Jest niepożądany w piwie i trzeba go odpędzić na warzelni. Kiedyś zostawało go o wiele więcej. Dziś jest poniżej poziomu wyczuwalności dla degustatorów. Chmiel kiedyś przyjeżdżał w olbrzymich worach, 2 m wysokości, średnica taka, że trudno było go objąć rosłemu mężczyźnie. Był wsypany luzem, ważyło się go w granicach 60 kg i wysuszony, w szyszkach, sypało do kotła. Potem, na początku lat 90., chmiel przychodził sprasowany do kostki metr na metr. Taki chmiel dłużej utrzymywał aromaty, ale trzeba go było z kolei rozrąbywać siekierą. Obecnie chmiel jest przechowywany w postaci granulatu, w szczelnych metalizowanych workach, w atmosferze azotu albo CO2, aby się nie utleniał. Chmiel w tej postaci zachowuje wszystkie swoje właściwości przez co najmniej rok, a ten, który był w szyszkach przez miesiąc, dwa jeszcze ładnie pachniał, ale już na wiosnę miał dużo mniej właściwości. Można to było odczuć w smaku, piwo na świeżym chmielu ładniej pachniało. Dawało się wtedy dużo więcej chmielu niż dziś, piwa były wtedy bardziej nagoryczone. Piwosze lubili wysoką goryczkę, ale trzeba było pozyskać nowych miłośników piwa, a nowe pokolenia, wychowane na słodkich napojach gazowanych, nie chcą pić takich piw. Musieliśmy zejść z goryczką. Obecnie Tyskie Gronie ma mniej goryczy niż na przełomie lat 80 i 90. Dużo się mówi też o leżakowaniu, że kiedyś piwo dłużej leżakowało. To nie jest prawda, ponieważ kiedyś z leżakowaniem było tak, że zimą piwo leżakowało faktycznie miesiąc, czasem dwa, bo wtedy po prostu mniej się sprzedawało. Latem natomiast, kiedy nie nadążaliśmy z produkcją, zdarzało się, że piwo leżakowało jeden lub dwa dni. Z fermentacji do leżakowni i z leżakowni praktycznie na drugi dzień szło do filtracji i rozlewu. Kiedyś piwo różnie smakowało z różnych kadzi. Wszystko robiliśmy ręcznie, czasami warzelny wsypał trochę mniej lub trochę więcej chmielu, bo był na nocnej zmianie i przysnął. Dzisiaj jest taka technologia i piwo jest tak wystandaryzowane, że jego smak jest powtarzalny. Do tego jest bardzo szczegółowo analizowane. Analiz robi się tysiące, mamy specjalne komputery-kombajny do badania piwa. W jednym takim urządzeniu badamy 60 próbek na godzinę! Kiedyś laborantka w ciągu zmiany wykonywała 2-3 próby, teraz takich urządzeń jest kilka, więc prób mamy tysiące. Od surowca, którzy przyjeżdża, po wyrób, który wyjeżdża. Oprócz tego, że na każdym etapie parametry piwa są wielokrotnie weryfikowane, jest jeszcze sprawdzane organoleptycznie przez specjalny panel wytestowanych degustatorów. Wyszukujemy ich spośród wszystkich członków załogi, ponieważ dobrego degustatora nie jest łatwo znaleźć. Wielu ludziom wydaje się, że mają doskonały smak a okazuje się, że są daltonistami smakowymi. Pierwszą próbą jest sprawdzenie 4A, ponieważ najważniejsze jest to, że mamy cztery smaki – słodki, kwaśny, gorzki i słony. Nic więcej. Nie ma smaku malinowego. Cała reszta to aromat. Można łatwo to sprawdzić: wziąć malinowy i pomarańczowy jogurt, zatkać nos i zjeść. Nie rozróżnimy, jaki to smak. Dopiero kiedy powąchamy, poczujemy zapach malin, pomarańczy. W piwie mamy cztery smaki, a aromatów ponad tysiąc! Degustator musi mieć niezwykle wyczulony nos. Najpierw dostaje cztery smaki i badamy jego próg smakowy. Co ciekawe, wiele osób nie potrafi ich odróżnić, zwłaszcza gorzkiego od kwaśnego. Po przejściu tego testu rozpoczyna się coraz głębsze specjalistyczne analizy, by znaleźć osoby, które naprawdę potrafią ocenić smakowo piwo. Nieskromnie powiem, że uczestniczyłem w takim panelu. Panel degustacyjny ocenia wszystkie piwa, które wychodzą z browaru. Każda jedna partia podlega ocenie panelu, który zbiera się raz, dwa razy dziennie, a każdy degustator musi spróbować co najmniej ośmiu piw.

    Zwycięska bitwa o Książęce.

    Główną postacią w dziejach Tyskich Browarów jest książę Henryk XI, który nabył ten browar w II połowie XIX wieku i rozwinął go do wielkości jednego z największych browarów w Europie. Na przełomie XIX i XX wieku osiągnął możliwości produkcyjne 100 tys. hl piwa, co na owe czasy było olbrzymią wartością. Od jego tytułu pochodzi nazwa piwa Książęce. Wspomniałem wcześniej, że robiliśmy tu w browarze po połowie piwa Tyskie Gronie i Książęce. Kiedy nastał SABMiller i marketing przeniósł się do Poznania, ówczesny szef marketingu postanowił, że będzie tylko Tyskie Gronie, Książęcego miało nie być. Ja, jak również cała brać piwowarska w Tychach bardzo mocno staliśmy za tym, by Książęce zostało, ponieważ to piwo historyczne. Pomimo że nie miało marketingu, nie było w żaden sposób reklamowane, sprzedawało się cały czas i konsumenci go chcieli – to piwo broniło się samo.

    Po kilku latach utarczek z marketingiem ówczesny prezes zaproponował mi na spotkaniu pracowniczym: „Leszek, zróbmy tak – uwarz trzy piwa Książęce premium, a obecne Książęce zostanie zlikwidowane”. Zaproponował te trzy piwa – jedno miało być czarne, jedno białe, jedno czerwone. Tak powstały Ciemne Łagodne, Złote Pszeniczne i Czerwony Lager – trzy piwa Książęce. Dostałem na ich stworzenie mało czasu, bo spotkanie było pod koniec roku, a piwa miały wejść na sezon, najpóźniej w czerwcu. Udało się wprowadzić wszystkie trzy piwa i od tamtego czasu fajnie się rozwijają. To był też czas, gdy zaczynały się rozwijać piwa rzemieślnicze. Jako duży browar idealnie wstrzeliliśmy się z naszymi piwami specjalnymi. Po początkowym boomie Książęce zaliczyły mały spadek, a potem złapały wiatr w żagle i obecnie ładnie sobie żeglują. Zostałem ojcem wielu Książęcych, np. jasnego ryżowego, które było rewelacyjnym piwem. Najbardziej umedalowanym piwem jest Książęce Ciemne Łagodne, dostało nawet tytuł piwa roku nadawany przez wielką kapitułę piwowarską dla piwa, które w polskich konkursach zdobędzie najwięcej medali. Ciemne Łagodne dostało ten tytuł, a kapitule składającej się z domowych i rzemieślniczych piwowarów musiało być ciężko z tym, że piwo z dużego browaru dostało taką nagrodę. Musieli zjeść tę żabę. [śmiech] Od 2012 roku piwa Książęce zdobyły ponad 40 medali. Piwa tworzyliśmy, rozwijając cały czas zmysły konsumentów. Wprowadziliśmy piwa górnej fermentacji – jest ale, po 10 latach wrócił porter, do tego doskonała IPA, która cieszy się wielkim powodzeniem i uznaniem piwoszy. Szlagierem jest też Cherry Ale – piwo górnej fermentacji, do którego dodajemy 6 proc. soku wiśniowego; to niesamowicie wielka dawka. Cherry Ale jest świetną alternatywą dla osób, które do piwa lubią dodać sok. Udało się wprowadzić wiele fajnych Książęcych. To wszystko moje dzieci, z wielką uwagą śledzę ich rozwój. 

    Ciekawą historię ma też Złote Pszeniczne. Ówczesny prezes browaru chciał mieć w ofercie piwo pszeniczne, ale łagodne i dolnej fermentacji. Browary nie były wówczas przygotowane na wprowadzenie piw górnej fermentacji. Byłem sceptyczny. Piwo pszeniczne, dużo pszenicy, mało chmielu, bardzo łagodne, lekko słodkawe, ale nie typowy weizen. Myślałem, że to nie będzie się sprzedawało. Co się okazało? Jest to Książęce, którego sprzedajemy najwięcej, i piwo pszeniczne nr 1 w Polsce. Nikt nie sprzedaje tak dużo pszenicznego jak my! 

    Z czasem byliśmy gotowi na produkcję piw górnej fermentacji i typowego weizena. I co się okazało? Nie sprzedaje się tak dobrze. Złote Pszeniczne sprzedaje się fenomenalnie, a Książęce Weizen sprzedawało się na tyle słabo, że zostało zdelistowane. Jesteśmy zbyt dużym browarem, by warzyć piwo w tak niewielkich ilościach. W piwach Książęcych najbardziej rozwinąłem piwowarskie skrzydła i zrobiłem dużo fajnych rzeczy. 

    Sporo testów przeprowadziłem w minibrowarze, który sami stworzyliśmy, korzystając z zasobów warsztatowych. Malutki browar, w którym jednorazowo możemy zrobić 50 l piwa. W nim testowałem różne piwa, spośród których wiele trafiło do sprzedaży. 

    Uczeń przerósł mistrza.

    Byłem naocznym świadkiem wielu ważnych i przełomowych dla browaru wydarzeń. Utworzenia spółki skarbu państwa, dynamicznego rozwoju browaru – trzykrotnego zwiększenia mocy produkcyjnych, podpisania licencji z Ottakringer z Wiednia. Obecnie wiedeński browar produkuje 800 tys. hl, piwa, a my prawie 10 razy więcej. Ówczesny technolog przyjechał w zeszłym roku do Tyskich Browarów Książęcych i był zaskoczony tym, jak świetnie się rozwinęliśmy i jak dalece uczeń wyprzedził mistrza. 

    Tyskie Gronie ozłocone w Burton on Trend.

    Po drodze to, co mnie najbardziej cieszyło – medale. Z jednej strony to rosnąca sprzedaż mówi nam o jakości piwa, z drugiej – medale przyznawane przez profesjonalistów. 

    W 2002 roku pierwszy raz wystawiliśmy Tyskie Gronie w najstarszym europejskim konkursie Burton on Trend w Wielkiej Brytanii. Piwo zdobyło medal, lecz kierownictwo nie mówiło jaki. Pojechałem z ówczesnym dyrektorem browaru do Londynu. Piękna uroczystość, przychodzi do przyznawania medali. Brąz – nie my, srebro – nie my, złoto – my! Z radości podskoczyłem! To najbardziej prestiżowe wyróżnienie w branży piwowarskiej! Jakby tego było mało, ze wszystkich złotych medali jest wyłaniana Grand Prix. Kiedy odczytano, że Tyskie Gronie otrzymało Grand Prix, nie mogłem uwierzyć, że zdobyliśmy najwyższe trofeum. Kiedy wróciłem do Tychów, szef jakości powiedział: „Leszek, coś takiego zdarza się raz w życiu i tylko niektórym browarom”. W całym SAB Grand Prix otrzymał jeszcze jeden browar. Minęło parę lat i po raz drugi zdobyliśmy Grand Prix w Londynie! Takiego cudu nie powtórzył żaden browar i z tej okazji puchar, który jest przechodni, dostaliśmy na stałe. To jedna z moich największych radości. 

    Pamiętam, gdy podpisywaliśmy licencję na wspomniane wiedeńskie piwo, ówczesny dyrektor powiedział: „Leszek, jak bym chciał, żebyś kiedyś uwarzył takie dobre piwo w Tychach”. Po latach Tyskie Gronie i Książęce przewyższyły Gold Fassl, który Grand Prix nie zdobył nigdy! 

    Przez 10 lat robiliśmy w Tychach licencyjnie Pilsner Urquell, z rewelacyjnym wynikiem w ślepym teście. Warzyliśmy też piwo monachijskie HB. Teraz jest u nas robiony ciemny i jasny Kozel. Były piwa węgierskie i rumuńskie.

    Potrafimy uwarzyć tu wszystkie piwa i nieraz pokazaliśmy, że jesteśmy w czołówce światowego piwowarstwa. Z tego się najbardziej cieszę. To też zostawiam tu po sobie. 

    Piwo środka. Sukces Tyskiego.

    Tyskie to typowy eurolager. Proponowaliśmy wiele lat temu, by Tyskie Gronie było wzorcem polskiego lagera, ponieważ przez wiele lat, dopóki nie wyprzedził go Żubr, był to absolutny nr 1 w Polsce. Co się na to składa? Z jednej strony historia – czterowiekowa tradycja. To piwo środka. Nie jest za gorzkie, ale też nie za łagodne. Ma wyważony alkohol i smak. Słodycz zbalansowana jest goryczą. Fajny kolor, elegancka piana, która iskrzy. Bardzo czyste w smaku, nie ma żadnych posmaków typu 2-cetyl, DMS [dimetylosiarczek – przyp. red.]. Po naszym piwie nie boli głowa, chyba że ktoś wypije za dużo. Wreszcie – weszliśmy z dobrym marketingiem i w dobrym momencie ruszyliśmy w Polskę. I nie tylko w Polskę. Miałem takie marzenie, że gdy pojadę do Włoch czy do Francji na wczasy, to Tyskie tam będzie. Marzenie się spełniło. Eksportujemy Tyskie do 100 krajów. Nie udało się jedno – by Tyskie było piwem międzynarodowym w SAB, a obecnie w Asahi. Udało się to naszym braciom Czechom, ich Kozel jest teraz wszędzie. Chociaż w Czechach jest uważany za piwo ekonomiczne, a w Polsce to piwo premium. Tyskie Gronie było na tamte czasy największą marką w koncernie, ale tego wyścigu nie wygraliśmy. 

    Miałem takie marzenie, że gdy pojadę do Włoch czy do Francji na wczasy, to Tyskie tam będzie. Marzenie się spełniło.

    Tyskie Gronie ulubione.

    Tak, najbardziej lubię Tyskie Gronie. To piwo środka. Nadaje się do wszystkich potraw – do bigosu, schabowego, kuchni indyjskiej, wszędzie, na każdą okazję. Nadaje się, gdy człowiek jest zmęczony i chce uzupełnić płyny. Z Książęcych moja ulubienica to IPA, ma bardzo wyraźne i ładne aromaty chmielowe. To piwo do delektowania się, świetnie sprawdza się jako aperitif przed jedzeniem. 

    Bardzo lubię też portera, ale najlepiej takiego, który przeleżał przynajmniej pół roku w piwnicy. Wydobywają się wtedy piękne aromaty brandy, suszonych śliwek, wiśni. To cudowne piwo. Świetnie sprawdza się wieczorem, przy kominku, by delektować się jego aromatami tak, jak dobrym, mocnym winem.

    Czasy się zmieniają, a piwo wraz z nimi.

    Pojawiła się moda na piwa bezalkoholowe. Wiele osób dba o zdrowie, uprawia sport. A jeśli się uprawia sport, fajnie napić się chłodnego piwa, ale dobrze, żeby było bezalkoholowe. Alkohol odwadnia, dlatego nie powinno się przy intensywnym treningu pić za dużo piwa. Z drugiej strony w piwie jest sporo soli mineralnych, witamin i substancji bioaktywnych. Dobrze wpływa na organizm, więc bezalkoholowe piwo jest świetną alternatywą, nawodni, dostarczy witamin i minerałów. Uważam, że segment piw bezalkoholowych będzie się rozwijać. Dla kierowcy piwo bezalkoholowe jest świetnym rozwiązaniem. Daje podobne doznania smakowe, a można bezpiecznie prowadzić auto.

    Jeśli chodzi o piwa smakowe, to może do popularności tego trendu przyczyniło się pokolenie wychowane na słodkich napojach? Kobiety też często sięgają po piwa smakowe, nie podchodzą im zbyt goryczkowe smaki. Ja nie jestem zwolennikiem piw smakowych, ale czasem napiję się Lecha Grapefruit Pomelo 0,0%, traktuję go jak orzeźwiający napój.

    Kraftowa rewolucja.

    Pojawienie się browarów rzemieślniczych sprawiło, że możemy zaprezentować całą gamę piw. Tyskie Browary Książęce są największym producentem piw specjalnych w Polsce. Żaden browar rzemieślniczy, kraftowy nie robi ich tyle, ile my ich warzymy. I to jest naprawdę wielki sukces. Nie tylko lagera, który jest i będzie najpopularniejszym piwem. On pasuje do wszystkiego, podkręca i wzbogaca smak potraw, ale go nie dominuje. Przy okazji udało nam się otworzyć na świat i pokazać bogactwo piwowarstwa, bogactwo piwa, które ma więcej smaków, więcej gatunków niż wino. Tu jest naprawdę bardzo, bardzo szeroki kontekst. Możemy mieć tak różne piwa, że to się w głowie nie mieści. Oczywiście nie każdy zaakceptuje piwo o smaku śledzi, ale można takie zrobić. Otwiera się szerokie pole do popisu.

    Wśród fanów piw nowofalowych widać pewne znużenie coraz to nowszymi gatunkami. Wielu szuka dobrego piwa z wyraźną goryczką. Wydaje mi się, że sięgają też po czeskie piwa, które na południu Polski są dość popularne. W czeskich piwach jest 2-Acetyl, aromat, który mi nie odpowiada. Przypomina zapach zjełczałego masła, trochę maślanki. Jest go dużo, mimo że sporo browarów w Czechach pozbyło się 2-Acetylu i ma czyste piwa, ale są takie, które nadal go mają.

    Myślę, że rynek kraftowy dalej będzie rósł jako atrakcja turystyczna. Jest sporo browarów restauracyjnych i takie się utrzymają, ale czy się rozwiną? W browarach rzemieślniczych jest niska liczba hektolitrów na osobę. W Tyskich Browarach Książęcych operator na warzelni podczas jednej zmiany produkuje 600 hl brzeczki. Nie wiem, czy w mniejszych browarach robi się tyle przez rok i ile osób musi być w to zaangażowanych. Nie da się tego porównać. Nie da się też porównać zużycia wody – Kompania Piwowarska ma jedno z niższych na całym świecie. Troszczymy się o zasoby naturalne, by zużywać ich jak najmniej. Mamy bardzo oszczędną produkcję warzenia, której nie da się osiągnąć w browarze rzemieślniczym, stąd takie piwo musi być 3-4 razy droższe. Małe restauracyjne browary mają rację bytu. Ale średnim będzie ciężko. Mam na myśli browary większe od rzemieślniczych, ale nie na tyle duże, by mieć wypracowaną własną sieć dystrybucji.

    Wszystkie piwa w Tychach.

    W Tyskich Browarach mamy praktycznie wszystkie piwa. Kiedyś chciałem tu stworzyć browar restauracyjny. Mamy tu zabudowania Kellerei, zabytkowe budynki, w których książę wytwarzał wódki i likiery. Po wojnie już nie produkowano tam tych alkoholi, a budynki przekształcono na mieszkania. Można by zrobić z tego fajne miejsce biesiadowania. Miałem taki pomysł, by zrobić tam browar restauracyjny, w którym by się testowało to, co robiłem w minibrowarze laboratoryjnym. Sprawdzać, które piwo smakuje klientom, robić krótkoseryjne produkcje na specjalne okazje, np. na Nowy Rok. Bardzo mi się podoba praski lokal U Fleku, gdzie serwują piwo, na zewnątrz są ławy, ktoś gra na harmonii. Ludzie przychodzą na piwo, tańczą, śpiewają. W Tyskich Browarach Książęcych otworzyliśmy pub Pod Browarem, czynny do północy, a nawet dłużej. I ludzie się bawią, jest pełno, miejsce tętni życiem. 

    W Tyskich Browarach Książęcych otworzyliśmy pub Pod Browarem, czynny do północy, a nawet dłużej. I ludzie się bawią, jest pełno, miejsce tętni życiem. 

    Jestem dumny z medali, piw Książęcych, wzrostu produkcji. Z tego, że jesteśmy w całej Polsce. Zawsze marzyłem o tym, że idę gdzieś w górach, wchodzę do schroniska i jest Tyskie. Tyskiego jest dużo i jest wszędzie. Jest też za granicą. Syn mieszkał pięć lat w Londynie, jeździłem tam do niego i w każdym większym sklepie było Tyskie! Tyskie w Anglii jest na 10. miejscu sprzedaży piw zagranicznych. To naprawdę rewelacyjne, jak na tak krótki czas obecności na tamtym rynku – weszliśmy tam na początku XXI wieku.

    Jak zostałem piwowarem.

    Kiedy byłem dzieckiem, mieszkałem w Gliwicach, przy lotnisku. Gdy pytano mnie, kim chcę zostać, miałem trzy odpowiedzi: pilotem, lekarzem, chemikiem. Pilotem, z powodu wady wzroku, nie mogłem zostać – dyskwalifikowały mnie okulary. Dziś to nie jest problem, ale wtedy był. Organizm człowieka interesował mnie bardziej pod kątem biochemii i procesów w nim zachodzących. Już szkole podstawowej zaczynałem różne chemiczne eksperymenty, z sodą, octem. W piątej klasie założyłem w domu laboratorium. Poszedłem do technikum chemicznego, a po technikum, by rozwijać swoje pasje chemiczne, ale też związane z biologią i życiem, zdecydowałem się na chemię spożywczą i wybrałem kierunek technologia fermentacji i mikrobiologii. To kierunek, po którym można pracować albo w piwowarstwie, albo winiarstwie. Tak trafiłem do browarów i związałem się z nimi na 40 lat. 

    Piwowarstwo jest sztuką. Dobry piwowar, jak dobry kucharz, musi mieć dobre surowce, dobry sprzęt, a w sobie dużo z artysty i świetne zmysły smaku i węchu. Myślę, że kiedy to wszystko razem się połączy, to zawód kucharza i piwowara są do siebie bardzo zbliżone. Pracują w tych samych dziedzinach, ale piwowar zaspokaja gusta związane z napojami, a kucharz z jedzeniem. Piwowarzy są często bardzo dobrymi kucharzami. Ja też uwielbiam gotować, jest wiele potraw, które bardzo lubię robić. To pracuje w synergii. Jedno z drugim się uzupełnia – piwo i jedzenie. Do tego dobra muzyka i to tworzy cały nastrój i nasze życie.

    Piwowarstwo jest sztuką. Dobry piwowar, jak dobry kucharz, musi mieć dobre surowce, dobry sprzęt, a w sobie dużo z artysty i świetne zmysły smaku i węchu.

    Najtrudniejsze w tej pracy jest chyba to, żeby znać swoją wartość i wiedzieć, co jest naprawdę dobre. Trzeba mieć solidną wiedzę, znać się na tym fachu, mieć dobry smak i czuć kunszt.

    Przeżyłem tutaj różne epoki, piękny rozwój i wiele radosnych chwil. Zostawiłem tu serce, włożyłem dużo pracy i niech tak zostanie.

    Żyłem chyba w jednych z najpiękniejszych okresów Tyskich Browarów Książęcych. Od PRL-u też – przez to, co się wtedy działo. Nie zarabiało się w tamtych czasach dużo, ale w pracy była fajna atmosfera, można było z tymi ludźmi konie kraść. Były wycieczki do lasu, na grzyby, mieliśmy swoje dwa domy wypoczynkowe. Nie zarabiało się, ale było wesoło. Żyło się bezstresowo. Przeżyłem tutaj różne epoki, piękny rozwój i wiele radosnych chwil. Zostawiłem tu serce, włożyłem dużo pracy i niech tak zostanie. Myślę, że w tej chwili przed browarem są olbrzymie wyzwania. Jak na tak trudnym obecnie rynku sprzedać piwo, jak dotrzeć do konsumenta? Trzeba ciągle czegoś szukać, a co tu jeszcze można wymyślić, kiedy już prawie wszystko zostało wymyślone? Byłem piwowarem w pięknych czasach, kiedy mogłem tworzyć nowe, fajne rzeczy. Na emeryturze będę współpracować z Muzeum Tyskich Browarów, utrzymam kontakty.

    Bardzo dużo chodzę po górach, jeżdżę na nartach, na rowerze. W najbliższym czasie chciałbym zrobić Główny Szlak Beskidzki, przejść od Wołosatego do Ustronia. To 520 km i zajmuje średnio od trzech tygodni do miesiąca. Chcę przejść tę trasę z plecakiem. Jeśli to mi się uda, chciałbym przejść szlak Santiago de Compostella, czyli 900 km. Już go częściowo zrobiłem, na rowerze. Ale gdy się pracuje, trudno zrobić to jednorazowo. Z Głównego Szlaku Beskidzkiego też mam jedną trzecią zrobioną, kawałkami. Mam dwóch wnuków i wnuczkę i z nimi też lubię spędzać czas, to bardzo fajna sprawa przebywać z takimi małymi ludźmi, gdy ma się już inne podejście niż do własnych dzieci. Niesamowite, jak widać, jak się szybko rozwijają, jak wszystko chłoną. Zajmuję się też domową produkcją nalewek i win, co sprawia mi dużą przyjemność. Nie będę się nudzić na emeryturze.

    Więzi, które mają znaczenie.

    W Tyskich Browarach jest tak fajna i zgrana załoga. Koleżankom i kolegom chcę powiedzieć: dalej rozwijajcie i pielęgnujcie więzi między sobą. Dla mnie bardzo ważne było nie tylko to, że mamy technologie, że wyjdziemy w Polskę. Ważni byli ludzie, to, by spotykali się po pracy, by tworzyli rodzinę. To bardzo ważne – myślę, że jeśli wszyscy się rozumiemy, znamy potrzeby innych ludzi, wiemy, z czym się borykają, jeśli razem posiedzimy i wypijemy piwo, wyjedziemy na 2-3 dni w góry, nawiążą się przyjaźnie i więzi poza browarem, to lepiej razem pracujemy i wszystko nam bardziej wychodzi. Zawsze o to dbałem. Dziś przykłada się dużą wagę, by te więzi tworzyć, by nie robić silosów, ale kiedyś różnie było. Zawsze organizowałem wyjazdy grupy piwowarskiej. Uczyliśmy się i bawiliśmy razem, potańczyliśmy, poszliśmy w góry, piekliśmy kiełbaski, było super, to zawsze procentowało. Rozwijajcie i utrzymujcie te więzi. Próbujcie nowych rzeczy, to rozwija, a gdy coś nie wyjdzie, wyciągnijcie z tego pozytywną naukę. Bądźcie otwarci na świat.